wtorek, 31 maja 2011

MIGAWKI - OBIEKT WARSZAWA

 
gdy tylko świt podnosi głowę i łuna dźwięków ogarnia miasto

zagarniam dla siebie podniebne przestrzenie i sondę opuszczam

do każdego okna by sny wyłuskać z najgłębszych pokładów

kory mózgowej śpiących jeszcze hominidów

przeglądam układam upycham je w kieszenie

czasem gdy warte uśmiechu albo przerażenia

rzucam na powieki małej istoty ledwo przebudzonej



                                                        łukasz perkowski







Jestem starym rybakiem na wielkiej łodzi. To moja piętrowa arka. Kondygnacje stanowią skład inwentarza: rośliny, zwierzęta, książki, ulubione płyty, filmy i gry. Niekiedy wychodzę na górny pokład oglądać żagle. Potem schodzę. Sprawdzam głębokość. Ustalam kurs.



                                                                           paweł łęczuk








z zimnem jutrzenki palącej niebo

wychodzą odziani w zieleń moczarów

pykają fajką podobną do mgieł porannych

spowici ciszą lub rechotem żaby

by stać cierpliwie na straży swych wędzisk

bystre oko spławików wypatrując skrycie

                                                                  łukasz perkowski











Mieć punkt orientacyjny. By łatwiej było wracać. Patrzeć jak rośliny przeobrażają się w wysokościowce. A życie niech sobie płynie. Jak statek. Jak rzeka. Jak czas spędzany leniwie.



                                                                                     paweł łęczuk








każdym świtem - z jeszcze nie wytartym okularem, z jeszcze wymiętym snem na powiekach - budzeni przez chłód, tramwaj lub wspólną rozmowę



                                                                        łukasz perkowski





Kto jest bez ryby, niechaj pierwszy zarzuci przynętę.

Uderzy kamieniem o kamień.

Wypowie zaklęcie.



                                paweł łęczuk







 
stoimy pod klarnetem mostu

na klawiszach latarń gra wiatr

warkotem motoru szeptem rozmowy

poranek skrapla otrzeźwienie

muzyka spływa stróżką po kręgosłupie



                                               łukasz perkowski




podobno wszystko ma swoją taktykę.



my zlepiamy się z dniem o czwartej nad ranem.


od stacji do stacji. z brzegu na brzeg.



                                                                        paweł łęczuk







 
szybciej szybciej bo czaszka mi pęka

i oczy rozchwiane od nocnego galopu więdną

i nie wiem gdzie ranek mnie wita

orząc mózg linią twardych torów

a żar i duchota skrapla pot alkoholu

który łapię w roztrzęsione dłonie

by zlizać go chciwie dla podtrzymania chwili

nucąc pod nosem zasłyszany refren

„deliro deliro wołam wróć deliro wróć”



                                                        łukasz perkowski







W każdy tramwaj zabieram ze sobą smutki, łzy i ostre stany lękowe. Obraz rozmywa się. Przestrzeń dematerializuje. Zamykam oczy. Otwieram – i tylko mgła.



                                                                           paweł łęczuk







śniłem piękny sen
jakby to dziś miało być
o ludziach
którzy zrównali swe kroki z moimi
przystanęli choć na chwilę przede mną
by coś dać z siebie by wziąć ze mnie coś
by zapełniać luki
by było o czym teraz myśleć

                                     łukasz perkowski



tyle pustych ławek.
a przecież nie mogę narzekać na brak
towarzystwa.

Mała czarna, potem druga, z ekspresu, gorzka, i z mlekiem.

To miasto nigdy nie będzie należeć do mnie.

                                                        paweł łęczuk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz